Pomyślałam, co by tutaj wrzucić, żeby Was nieco rozbawić. I natknęłam się na zdjęcia z lipcowego paintballa. Jak ja się wtedy wybawiłam! Nie myślałam, że tarzanie się w kałużach, błocie i piachu może być takie przyjemne! Przy okazji dowiedziałam się, że nieźle strzelam :D że nie posądzano mnie w rodzinie o taką bojowość, że walczę zupełnie nie jak dziewczyna. Hmmm, chyba mam dwoistą naturę. Z jednej strony robótki ręczne i romantyczna lektura, z drugiej "bitka i wypitka", haha.
Na imprezę zaprosił nas mój kuzyn. Przy należącej do jego rodziny stadninie koni urządził plac do paintballu (paintballa?), tuż obok lasu. Mój biedny mąż (wtedy jeszcze "niemąż") miał nietęgą minę - w przeciwnej drużynie byłam ja i armia moich kuzynów, haha! Troszkę oberwał, w ramach powitania w rodzinie :) Walczył dzielnie, bijąc przeważające siły wroga :)
Bawiliśmy się znakomicie! Nie możemy doczekać się następnego razu.
Przed Wami Martusia w moro.

Grzesiu objaśnia zasady działania sprzętu.

Po akcji :)
"Ale mi się kobita trafiła..." O_o