piątek, 26 lipca 2013

Pan Młynek i Kwiatki

     Znacie to uczucie, gdy w sklepie pełnym cudnych rzeczy zakochujecie się w tej jednej jedynej? Tak właśnie było ze mną i z Panem Młynkiem. Jest elegancki, choć nieco nieśmiały, pieprz za to mieli wyśmienicie. Przygarnęłam go natychmiast, gdy wpadł mi w oko podczas wpadnięcia dosłownie na chwilę do Flensburga.




     Półmisek i papiery to duńskie łupy. Zawsze miałam słabość do produktów firmy Rice, aż w końcu upolowałam coś, co mokrą jesienią i mroźną zimą będzie mi przypominało o naszej wakacyjnej przygodzie. Aż się prosi o to, by podać na nim jakieś pyszne babeczki :)



      Tymczasem borem lasem odnawiamy kilka mebli w domu, więc kolejny post będzie o tym :)



english version

     You know that feeling when in a store full of wonderful things suddenly you fall in love with the one and only piece? That's what happened with me and Mr. Mill. He is elegant, though a bit shy, but do his job very good. I bought it while we literally flew through Flensburg.
     Platter and the papers are from Dannmark. I've always had a soft spot for Rice products, and eventually hunted something that will will remind me of our summer adventure in a cold winter afternoon.
     Meanwhile, we renew some furniture in the house, so the next post will be about it :) 

poniedziałek, 15 lipca 2013

Z wizytą w ojczyźnie Hamleta i klocków Lego

      Odwiedzenie Danii mieliśmy w planach od dawna. Mój osobisty małżonek spędził w niej kilka pięknych lat i gdybyśmy się nie poznali, zamieszkałby tam na stałe. Los chciał, że spotkaliśmy się ponad jedenaście lat temu, gdy na krótko wrócił do kraju i tak już zostało :)
      Postanowiliśmy więc wyskoczyć tam na kilka dni, przy okazji zabierając maluchy do Legolandu. Po kolei.... Odwiedziliśmy urocze miasteczko Vejle, które wciąż przewijało się w opowieściach Tomasza. Piękne zakątki, niezwykle mili ludzie, i TAKIE sklepy z pierdółkami do domu. Cierpiałam męki sprawdzając metki z cenami, bo cóż.... Dania do tanich państw nie należy. Symboliczne pamiątki jednak przywiozłam, o tym w kolejnym poście.


We had planned visiting Denmark for a long time. My personal hubby spent there a few good years and if we do not meet, he would stay there permanently. But we met more than eleven years ago when he briefly returned to the country, and it stayed that way :)
       So we decided to pop in there for a few days, and take the little ones to Legoland. But first things first.... We visited the charming town of Vejle, which still returned in Thomas's stories about his Dennmark years. Beautiful places, very nice people, and oh boy, what a shops with home design! Checking labels with prices was pure torture because well .... Denmark isn't  a low-cost country. However, I have some symbolic souvenirs, I'll show them in the next post.









      Na zwiedzenie wszystkiego w Legolandzie (Billund) brakuje całego dnia! Szkoda, że nie mamy zdjęć z przejażdżek rollercoasterami, karuzelami, kolejkami, szalonymi wodnymi karuzelami, gdzie ciskają Cię w wodę, zrzucają w nią z wysokości..... bo sądzę że aparat by tego wszystkiego nie przeżył :) Więc by Was dłużej nie zanudzać, garść pamiątkowych zdjęć.


To explore everything in Legoland (Billund) all day isn't enough! Unfortunate we don't have pictures of rollercoasters rides, carousels, queues, crazy water rides where you're dropping into wather from a height..... I think that the camera wouldn't have survived it :) So I would not bore you any longer. There'ssome of our photos.