środa, 27 stycznia 2010

Nowe zdjęcia Zosi

Pomęczę Was trochę :)






A na koniec starszy brat.


Serdeczne podziękowania za wszystkie gratulacje i ciepłe słowa, jakie zostawiliście pod poprzednim postem. Jestem zaskoczona i nie mogę słowami wyrazić tego, jak miło się nam zrobiło. Dziękuję raz jeszcze!
Pozdrawiam!

czwartek, 21 stycznia 2010

Przedstawiam Wam Zosię

Urodziła się 18.01.2010 o 10.20 rano. Wkrótce pokarzę więcej zdjęć.
Czujemy się dobrze, jesteśmy już w domu. Powoli się docieramy i oswajamy z nową sytuacją. Nie jest mi lekko z Tomaszkiem i małą Zosią, ale sądzę, że z czasem wszystko się unormuje.
Zdjęcia autorstwa mojego kochanego męża :)
Pozdrawiam Was serdecznie!

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Łazienka, pączki i inne słodkości, czyli wciąż czekamy :/

Yep, to ja.... wciąż w dwupaku.....
Postanowiłam ot tak dla zabicia czasu pokazać w końcu naszą łazienkę. Nie jest skończona, nic z tych rzeczy. Nie ma drzwi do "pralni" czyli zabudowanej pralki :) Nie robiłam zdjęcia, bo jaka pralka jest, każdy widzi, a wystawkę drogeryjno-chemiczną można obejrzeć w każdym markecie.
Tak,czy siak, "pralnia" na lewo od wejścia. Jak tylko dorobię się drzwi i zagospodaruję z głową wnętrze, nie omieszkam się pochwalić:)
W lustrze ogromna ja :)
Ramę do lustra robił mój ś.p. Dziadek i nie zmieniałam nawet jej koloru, przez sentyment. Anioły po prostu mam. Zawsze były w domu i od razu zgrały mi się z ramą. Brak końcówek do sznureczków u kinkiecików, ładnego dywanika, kontaktów w ścianach takich, jak mi się marzą, czyli porządnych :) Wszystko z czasem.
Ach tak, kolor ścian to "szarość granitu" Duluxa.
Na ścianie płytki 15x15 villeroy&boch.
Na podłodze granit polerowany.



Nad wanną gipsowy anioł.


Łazienka tak mała, że mimo tego, że weszłam do wanny, by zrobić zdjęcie ściany z półką, nie udało się jej objąć w całości. Zatem pokazuję w kawałkach.
W półeczce zmieniłam uchwyt na kwiatowy, gdyż w podwójnych, białych drzwiach do"pralni" docelowo też będą te wymodlone przeze mnie gałki z Zary :)


Z wyłączonym górnym oświetleniem.


A ostatnio wzięło mnie na pączki domowej roboty (wszystko przez mamę....) i musiałam upiec :) Mama pomagała oczywiście, w końcu jej wina była, że ciężarną na ostatnich nogach podpuszcza i kusi. Pączki takie, jakie są najlepsze - z powidłami domowej roboty, obtoczone pudrem, z przepisu Babci, jeszcze ciepłe.
Gdyby ktoś miał ochotę, podaję przepis.


Pączki

- 7 szklanek mąki (1kg + 1 szklanka)
- 2 szklanki mleka
- 1 szklanka cukru
- 12 dag drożdży
- 3 całe jaja
- 5 żółtek
- 1/4 kostki masła

- cukier puder do obtaczania pączków

+ kg smalcu lub Planty do pieczenia.

Jaja i żółtka zmiksować z cukrem na kogel-mogel.
Drożdże rozpuścić w odrobinie cukru i ciepłego mleka. Poczekać chwilkę, aż zaczną "robić".
Do miski wsypać mąkę, dodać rozpuszczone masło, kogel-mogel, resztę cukru i zaczyn z drożdży. Wymieszać drewnianą łyżką na jednolite ciasto. Przykryć ściereczką, odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Ciasto powinno podwoić objętość.
Naszykować oprószoną mąką stolnicę. Odkrawać łyżką kawałki ciasta. Placuszek rozpłaszczyć na dłoni, dodać łyżeczkę powideł, zalepić formując kulę i odłożyć na stolnicę "szwem" do dołu. Pączki muszą się wyruszać.
W międzyczasie rozpuścić w garnku tłuszcz. Temperaturę sprawdzać kawałeczkiem ciasta. Jeśli skwierczy, a ciasto wypływa na powierzchnię, temperatura jest odpowiednia.
Przyszykować miseczkę z wodą. Przed wrzuceniem na tłuszcz, pączka umoczyć dokładnie w wodzie, dzięki temu nie będzie pił tłuszczu.
Smażyć pod przykryciem.
Mieć w pogotowiu drewniany patyczek do szaszłyków, którym będziemy przewracać pączki na drugą stronę i nakłuwać je, by zobaczyć, czy w środku są już suche. Jeśli tak, delikwenta wyjmujemy na talerz do ostygnięcia.
Gdy pączek jest jeszcze ciepły, ale już nie parzy w ręce, obtaczamy go w cukrze pudrze.
Teraz pozostaje czekać przestępując z nogi na nogę aż nie poparzymy sobie powidełkami buzi i zajadać :)

A by w temacie słodkości skończyć, nie mogłam przejść obok tak wspaniałego candy organizowanego przez sklep Jednoiglec. Ślinię się na sam widok, jak na zwariowaną na punkcie szycia kobietę przystało.
Losowanie 30 stycznia.


Jeszcze jedno candy, u Grabki.


Czekamy w dalszym ciągu na Zosię. Trzymajcie proszę kciuki!
Pozdrawiam!

środa, 6 stycznia 2010

Dużo do pokazania :D

Witam w Nowym Roku!
Mam Wam tyle do pokazania i powiedzenia! Jak się pewnie domyślacie, wciąż jestem w dwupaku. Zosieńka nie spieszy się z przyjściem na świat, a mnie ogarnia coraz większy strach. Dotarło do mnie, co mnie czeka. Ale będę silna ;) A przynajmniej się postaram.
Na początek fotorelacji zdjęcia brzusia i Tomaszka. Jak widać, pozostają w świetnej komitywie :D


Pokazuję wreszcie zdjęcia "dużego" pokoju. Odgraciliśmy go, ściany zmieniły kolor, a poza tym nic się nie zmieniło. Mimo tego, ja widzę ogromną zmianę. Na plus. Wreszcie czuję, że mogę w nim oddychać :D



Zapragnęłam podnóżka, więc wspólnie z mężem zmontowaliśmy jeden. To znaczy on montował, ja wydawałam instrukcje :) Poduszka to dwie warstwy gąbki obciągnięte ocieplaczem, a główna konstrukcja opiera się na desce z czterema nóżkami :) Nic prostszego. No, może uszycie poduszki na zamek, pokrowca z zakładkami i systemu rzepów nie było łatwe, ale podołałam zadaniu. Podnóżek jest wygodny i cieszy moje oko :)


Jakiś czas temu wygrałam u Małgosi cudowny wianek. Znalazł stałe miejsce w pokoju, współgrając ze starymi drzwiami od spiżarni, o których kiedyś pisałam. Bardzo mi się podoba i jakoś tak się wpasował :D Dziękuję Małgosiu!



Tuż przed świętami dotarł do mnie także prezent od Aglai. Był to upominek, który wygrałam w grze "Podaj dalej" , w jaką bawiliśmy się jakiś czas temu. Najlepszy był mój mąż. Wraca z pracy, otwieram drzwi. Stoi w nich z paczką w dłoni i niewiedzą wypisaną na twarzy.
"Możesz mi powiedzieć co to jest aglayowy pipek?!?"
Aglaya dla jasności tak podpisała paczkę, bym wiedziała co się w niej znajduje. Nie wiem, co mąż się spodziewał znaleźć w środku, ale uśmiałam się setnie :D
Dostałam trzy śliczne skarpetki, które trafiły od razu na choinkę. Teraz razem z upominkiem od Ushii i zeszłorocznym serduszkiem od Junki będą stanowić stałą ozdobę choinki.



Chciałam także napomknąć o moim mężu i jego nowej pasji. No, może nie zupełnie nowej, bo fotografią pasjonuje się od dawna, jednak ostatnio zasmakował w fotografii analogowej. Powrócił do robienia zdjęć na kliszy i nie mogę się nie pochwalić wynikami. Zapraszam na jego blog. Sama czekam na kolejne zdjęcia, bo wychodzą fantastycznie! Już nie mogę się doczekać fotek Zośki i Tomaszka wykonanych analogiem!


To by było na tyle. Nie wiem kiedy znów napiszę. Wszystko zależy od Zośki ;)
Ach tak! Wciąż walczę z klawiaturą. Nawet nie wiecie ile nerwów kosztowało mnie napisanie tego posta.... Nie denerwujcie się więc nab mnie, że tak mało komentuję, dobrze? Wszystko czytam, jestem na bieżąco, ale gdy patrzę na tę klawiaturę, w której guziki się zacinają a spacja działa wtedy, gdy chce.... grrr....

Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i dziękuję za wszystkie życzenia, które do mnie dotarły i za mnóstwo miłych wpisów!