poniedziałek, 23 grudnia 2013

Świątecznie

Moi drodzy Czytelnicy!

Z okazji zbliżających się Świąt, 
życzę Wam samych szczęśliwych dni, pełnych uśmiechu i radości.
By każdy dzień niósł coś dobrego i miłego, 
by wypełniał Was pozytywną energią i weną twórczą!
By trosk i łez było jak najmniej (łez radości mnóstwo!),
a zbliżający się rok obfitował w wymarzone podróże, 
pełne zapierających dech w piersi widoków i wrażeń.
By sprzyjał poznawaniu nowych ludzi, prawdziwych osobowości, 
które czynią życie ciekawszym i pełniejszym.
By zdrowie i miłość nie opuszczały Was ani na krok!



P.S. 
Choinkę ubierały dzieci, ładując na nią wszystko, co wpadło im w rączki :) Nie tknęłam jej nawet.





piątek, 6 grudnia 2013

    Zrobiłam sobie dziś małą sesję z lalkami. Poeksperymentowałam też ze stempelkami :)





Lale dostępne w Decobazaarze!

środa, 27 listopada 2013

O czytaniu, a raczej o tym, co naokoło niego

    Telewizornię, szumnie zwaną salonem, lub "sralonem", od zawsze traktowałam po macoszemu. Większość czasu spędzam w kuchni i to na niej się skupiałam. Teraz przeniosłam zainteresowanie w tamte rewiry. Od dawna poszukiwaliśmy szafki pod telewizor, ale wciąż bezskutecznie. Za pierwszym razem, gdy wybraliśmy się do sklepu ze starociami, zamiast szafki, kupiliśmy stolik kawowy. Za drugim - kredens. Tym razem natknęłam się na szafę, której przeznaczeniem było pomieścić płaszcze (zostawiłam wewnątrz oryginalne haczyki). W miejscu szyb znajdowały się lustra, niestety potłuczone. Wstawiliśmy półki, przegródki i w końcu (cieszę się jak dziecko) schowałam moje książki. Stoją w dwóch rzędach w takim oddaleniu od siebie, że widzę co stoi w drugim rzędzie :) A najlepsze jest to, że mam jeszcze sporo miejsca na nowe!


      I have always treated our living room badly. Most of the time I spend in the kitchen and it was my focus. Now I started to change our living room. For a long time we've been looking for the cabinet under the TV. The first time We went to an antic store, instead of tv cabinet, we bought a coffee table. The second time - a buffet for the kitchen. This time, I came across a wardrobe, which was destined to a hallway (I left inside the original hooks). In place of glass there were mirrors (unfortunately broken). We put shelves and finally (I am happy as a child) I fit all my books. They stand in two rows in such a distance from each other that I can see what is in the second row :) And the best part is that I still have a lot of room for new ones!



    Lampka z kolei to efekt letniego przetrząsania giełdy staroci. Miała staroświecki abażur i grube warstwy lakieru. Jeden ikeowski abażur i kilka maźnięć farby później mam lampkę, przy której świetnie mi się czyta. Identyczny abażur założyliśmy lampie stojącej po drugiej stronie kanapy, dzięki czemu wszystko wygląda dość spójnie. 
    Przede mną mnóstwo pracy, bo mam kilka pomysłów na ściany, poduszki i inne duperele. Minie trochę czasu, zanim będę mogła pokazać cały salonik.

    The lamp is the result of a summer hunt at a flea market. It had an old-fashioned shade and thick layers of varnish. One ikea lampshade and some grey paint later I have a new lamp. It's great for reading.
     I will have a lot of work in the living room. It will take some time before I could show the entire room, but I can't wait to see the end result. 





wtorek, 15 października 2013

Miał być post o skarbonce....






      .... aż ni z gruszki ni z pietruszki znów dziecko chore. Tym razem Tomcio. Zaszliśmy dziś do szkoły i po dwóch minutach już wracaliśmy. Znów wysoka gorączka, zatem kurujemy się w domu. Zosia podtrzymuje brata na duchu ( czytaj: działa mu na nerwy). Na tapecie zabawa miasteczkiem Lego, które niedawno wspólnymi siłami zbudowaliśmy - jest nawet boisko (nie może go zabraknąć, jeśli w budowie brał udział mały fan piłki nożnej :))
      A wspomniana skarbonka urzekła mnie od pierwszego wejrzenia ze względu na podobieństwo do lalek Momiji i Kimmidoll. Zocha jest zachwycona i bawi się nią, jak prawdziwą lalką. W królestwie maluchów też maleńka zmiana - dodaliśmy półkę nad komodami, bo dobytek latorośli nie mieści się już w pokoju, wypełza z każdego zakamarasa, atakuje bose stopy.... jednym słowem "koszmar" :) Trzeba rozejrzeć się za większym metrażem. Zdecydowanie.

       I planned to write about new piggybank, but Tomi is ill again. We have gone to school today, and after two minutes came back. Again, high fever, so we play at home. Sophie keeps her brother in spirit (meaning: working on his nerves). We have so much fun with Lego town, which we have recently built together - there's even a playing field (can't miss it if you have a small football fan :))

       I loved said piggybank at first sight because of its similarity to the Momiji dolls and Kimmidoll.
Sophie is delighted and plays with it like a real doll. There is a little change in the kids room too - we've added a shelf above the chests because they have so many toys, books and other belongings, it's crawls out from each corner, attacking bare feet .... you know it :) We have to look for a larger home. Definitely.

              Przy okazji chciałabym polecić Mamom książkę Zbiór niby-bzdur wydawnictwa Jedność dla dzieci (NIE jest to wpis sponsorowany!) Trafiłam przypadkiem i nie mogłam przejść obojętnie obok książki pełnej ciekawostek wiedząc, że Tomek się w niej zakocha. Czyta już od czwartego roku życia, więc połknął ich wiele. Ta jest kolejna. Świetne źródło wiedzy! Dowiedziałam się już jaka jest różnica między tangerynkami, satsumami, klementynkami i pomarańczami, kto wygrał światowy konkurs najdłuższego wpatrywania się w oczy, jakie są Innuickie określenia śniegu, co człowiek pozostawił na Marsie, jak bezkarnie komuś przygadać, a nawet jak rozerwać na pół książkę telefoniczną. Cóż.... człowiek uczy się przez całe życie ;)








       Przy okazji zajrzyjcie do Funity, gdzie oprócz mnóstwa fantastycznych postów, znajdziecie i ten o Martach, o TUTAJ. Bo Funita też Marta i o blogujących Martach postanowiła napisać. Znalazłam się tam i ja, za co jeszcze raz bardzo dziękuję i pękam z dumy, że mogłam znaleźć się w tak zacnym gronie!


Tekst mi się straszliwie "rozjechał", nie mogę tego naprawić... grrrr :/

czwartek, 3 października 2013

H&M

       Od dawna, kiedy tylko natrafiałam na coś cudownego (głównie "dzieciowego") w internecie, okazywało się, że to rzecz z linii H&M home. Zła byłam jak osa, że nie kupię tego u nas. Teraz okazuje się, że H&M rozszerza swą ofertę na Polskę właśnie o tę linię. A dowiedziałam się o tym z  bloga Piernikowocynamonowo
        Też postanowiłam wrzucić kilka swoich faworytów. Jeśli te rzeczy pojawią się w naszych sklepach, bądźcie pewni, że zobaczycie je na moim blogu :) Tylko teraz tak.... czy ktoś z Was orientuje się w kwestii następującej - czy linia home zagości tylko w Warszawie, czy może w innych miastach też? Czy ceny na stronie są realne, czy to tylko przeliczenie cen w euro?
     Niech Wam Bozia w dzieciach wynagrodzi za odpowiedzi :)




piątek, 26 lipca 2013

Pan Młynek i Kwiatki

     Znacie to uczucie, gdy w sklepie pełnym cudnych rzeczy zakochujecie się w tej jednej jedynej? Tak właśnie było ze mną i z Panem Młynkiem. Jest elegancki, choć nieco nieśmiały, pieprz za to mieli wyśmienicie. Przygarnęłam go natychmiast, gdy wpadł mi w oko podczas wpadnięcia dosłownie na chwilę do Flensburga.




     Półmisek i papiery to duńskie łupy. Zawsze miałam słabość do produktów firmy Rice, aż w końcu upolowałam coś, co mokrą jesienią i mroźną zimą będzie mi przypominało o naszej wakacyjnej przygodzie. Aż się prosi o to, by podać na nim jakieś pyszne babeczki :)



      Tymczasem borem lasem odnawiamy kilka mebli w domu, więc kolejny post będzie o tym :)



english version

     You know that feeling when in a store full of wonderful things suddenly you fall in love with the one and only piece? That's what happened with me and Mr. Mill. He is elegant, though a bit shy, but do his job very good. I bought it while we literally flew through Flensburg.
     Platter and the papers are from Dannmark. I've always had a soft spot for Rice products, and eventually hunted something that will will remind me of our summer adventure in a cold winter afternoon.
     Meanwhile, we renew some furniture in the house, so the next post will be about it :) 

poniedziałek, 15 lipca 2013

Z wizytą w ojczyźnie Hamleta i klocków Lego

      Odwiedzenie Danii mieliśmy w planach od dawna. Mój osobisty małżonek spędził w niej kilka pięknych lat i gdybyśmy się nie poznali, zamieszkałby tam na stałe. Los chciał, że spotkaliśmy się ponad jedenaście lat temu, gdy na krótko wrócił do kraju i tak już zostało :)
      Postanowiliśmy więc wyskoczyć tam na kilka dni, przy okazji zabierając maluchy do Legolandu. Po kolei.... Odwiedziliśmy urocze miasteczko Vejle, które wciąż przewijało się w opowieściach Tomasza. Piękne zakątki, niezwykle mili ludzie, i TAKIE sklepy z pierdółkami do domu. Cierpiałam męki sprawdzając metki z cenami, bo cóż.... Dania do tanich państw nie należy. Symboliczne pamiątki jednak przywiozłam, o tym w kolejnym poście.


We had planned visiting Denmark for a long time. My personal hubby spent there a few good years and if we do not meet, he would stay there permanently. But we met more than eleven years ago when he briefly returned to the country, and it stayed that way :)
       So we decided to pop in there for a few days, and take the little ones to Legoland. But first things first.... We visited the charming town of Vejle, which still returned in Thomas's stories about his Dennmark years. Beautiful places, very nice people, and oh boy, what a shops with home design! Checking labels with prices was pure torture because well .... Denmark isn't  a low-cost country. However, I have some symbolic souvenirs, I'll show them in the next post.









      Na zwiedzenie wszystkiego w Legolandzie (Billund) brakuje całego dnia! Szkoda, że nie mamy zdjęć z przejażdżek rollercoasterami, karuzelami, kolejkami, szalonymi wodnymi karuzelami, gdzie ciskają Cię w wodę, zrzucają w nią z wysokości..... bo sądzę że aparat by tego wszystkiego nie przeżył :) Więc by Was dłużej nie zanudzać, garść pamiątkowych zdjęć.


To explore everything in Legoland (Billund) all day isn't enough! Unfortunate we don't have pictures of rollercoasters rides, carousels, queues, crazy water rides where you're dropping into wather from a height..... I think that the camera wouldn't have survived it :) So I would not bore you any longer. There'ssome of our photos.









poniedziałek, 10 czerwca 2013

Krzesła w nowej odsłonie

       Monotematycznie wciąż krzesła i krzesła.... ale skończyliśmy, więc wrzucam zdjęcia, by Wam pokazać jak wyszły.
       Czyściłam je ręcznie papierem i miałam zamiar rozłożyć sobie tę pracę na dwa dni. Jednak czując jak bardzo jest to męczące zajęcie, postanowiłam "pyknąć" je na raz. Kilka godzin i po sprawie. Następnego dnia nie mogłam wstać z łóżka, bo to że bolało mnie całe ramie i dłoń to pikuś, ale znów dopadł mnie mój kręgosłup - odcinek lędźwiowy, który bardzo lubi utrudniać mi życie. Cóż, już jest lepiej i widok krzeseł stojących wokół stołu w kuchni (który, nawiasem mówiąc, też jest do wymiany) cieszy oko i pozwala zapomnieć o bólu.
        Dwa z nich trzeba było skleić. Tu z pomocą przyszły pasy ściągające. Krzesła jedynie zawoskowaliśmy, bo bardzo podobał mi się kolor, jaki pokazał się po ich oczyszczeniu - jaśniejszy, chłodniejszy. Siedziska obiłam najprostszym płótnem lnianym.
       Wosku zostało nam DUŻO, zatem pożyczamy szlifierkę i zabieramy się za dwa biurka, stół kawowy (nie mylić ze stolikiem, bo jest ogromny) z dziennego i krzesło, które stoi przy jednym z biurek. Pracy będzie sporo, ale już nie mogę się jej doczekać. Może przy okazji zmienię gałki w biurku? Czuję po kościach, że tak :)







       Dzieci przyniosły mi dziś bukiet polnych kwiatków. Świetnie pasują do lnu!



english version

       Chairs and chairs and chairs .... but we ended up, so here are the photos!

        I cleaned all the chairs manually with the sanding paper, and I was going to lay out the work for the two days. But it was a very tiring job, so I decided to finish them at one time. A few hours and that's it. The next day I could not get out of bed because my whole arm
and my back hurts like hell. Well, It's better now. Chairs standing around the table in the kitchen (which we have replace too) pleases the eye and lets you forget about the pain.

         Two of them had to be glued. We put on them a coat of wax because we loved the color that showed up after sanding - lighter, cooler. I also upholstered the sits with simplest linen cloth.

        We have PLENTY of wax left, so we borrow the grinder for our next project - two desks, coffee table and chair from the living room. There will be a lot of work, but it can't wait.