Yep, to ja.... wciąż w dwupaku.....
Postanowiłam ot tak dla zabicia czasu pokazać w końcu naszą łazienkę. Nie jest skończona, nic z tych rzeczy. Nie ma drzwi do "pralni" czyli zabudowanej pralki :) Nie robiłam zdjęcia, bo jaka pralka jest, każdy widzi, a wystawkę drogeryjno-chemiczną można obejrzeć w każdym markecie.
Tak,czy siak, "pralnia" na lewo od wejścia. Jak tylko dorobię się drzwi i zagospodaruję z głową wnętrze, nie omieszkam się pochwalić:)
W lustrze ogromna ja :)
Ramę do lustra robił mój ś.p. Dziadek i nie zmieniałam nawet jej koloru, przez sentyment. Anioły po prostu mam. Zawsze były w domu i od razu zgrały mi się z ramą. Brak końcówek do sznureczków u kinkiecików, ładnego dywanika, kontaktów w ścianach takich, jak mi się marzą, czyli porządnych :) Wszystko z czasem.
Ach tak, kolor ścian to "szarość granitu" Duluxa.
Na ścianie płytki 15x15 villeroy&boch.
Na podłodze granit polerowany.


Nad wanną gipsowy anioł.

Łazienka tak mała, że mimo tego, że weszłam do wanny, by zrobić zdjęcie ściany z półką, nie udało się jej objąć w całości. Zatem pokazuję w kawałkach.
W półeczce zmieniłam uchwyt na kwiatowy, gdyż w podwójnych, białych drzwiach do"pralni" docelowo też będą te wymodlone przeze mnie gałki z Zary :)


Z wyłączonym górnym oświetleniem.


A ostatnio wzięło mnie na pączki domowej roboty (wszystko przez mamę....) i musiałam upiec :) Mama pomagała oczywiście, w końcu jej wina była, że ciężarną na ostatnich nogach podpuszcza i kusi. Pączki takie, jakie są najlepsze - z powidłami domowej roboty, obtoczone pudrem, z przepisu Babci, jeszcze ciepłe.
Gdyby ktoś miał ochotę, podaję przepis.
Pączki- 7 szklanek mąki (1kg + 1 szklanka)
- 2 szklanki mleka
- 1 szklanka cukru
- 12 dag drożdży
- 3 całe jaja
- 5 żółtek
- 1/4 kostki masła
- cukier puder do obtaczania pączków
+ kg smalcu lub Planty do pieczenia.
Jaja i żółtka zmiksować z cukrem na kogel-mogel.
Drożdże rozpuścić w odrobinie cukru i ciepłego mleka. Poczekać chwilkę, aż zaczną "robić".
Do miski wsypać mąkę, dodać rozpuszczone masło, kogel-mogel, resztę cukru i zaczyn z drożdży. Wymieszać drewnianą łyżką na jednolite ciasto. Przykryć ściereczką, odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. Ciasto powinno podwoić objętość.
Naszykować oprószoną mąką stolnicę. Odkrawać łyżką kawałki ciasta. Placuszek rozpłaszczyć na dłoni, dodać łyżeczkę powideł, zalepić formując kulę i odłożyć na stolnicę "szwem" do dołu. Pączki muszą się wyruszać.
W międzyczasie rozpuścić w garnku tłuszcz. Temperaturę sprawdzać kawałeczkiem ciasta. Jeśli skwierczy, a ciasto wypływa na powierzchnię, temperatura jest odpowiednia.
Przyszykować miseczkę z wodą. Przed wrzuceniem na tłuszcz, pączka umoczyć dokładnie w wodzie, dzięki temu nie będzie pił tłuszczu.
Smażyć pod przykryciem.
Mieć w pogotowiu drewniany patyczek do szaszłyków, którym będziemy przewracać pączki na drugą stronę i nakłuwać je, by zobaczyć, czy w środku są już suche. Jeśli tak, delikwenta wyjmujemy na talerz do ostygnięcia.
Gdy pączek jest jeszcze ciepły, ale już nie parzy w ręce, obtaczamy go w cukrze pudrze.
Teraz pozostaje czekać przestępując z nogi na nogę aż nie poparzymy sobie powidełkami buzi i zajadać :)
A by w temacie słodkości skończyć, nie mogłam przejść obok tak wspaniałego candy organizowanego przez sklep
Jednoiglec. Ślinię się na sam widok, jak na zwariowaną na punkcie szycia kobietę przystało.
Losowanie 30 stycznia.

Jeszcze jedno candy, u
Grabki. 
Czekamy w dalszym ciągu na Zosię. Trzymajcie proszę kciuki!
Pozdrawiam!